Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkie strony. Po chwili jednak odzyskał powagę. W każdym razie nie był takim dobrym aktorem, jak Historynka. Fela spojrzała nań z wyrzutem.
— Wuju, przecież nie jesteś absolutnie chory, — rzekła po namyśle. — Poprostu tylko przed nami udajesz.
— Felusiu, jeżeli umrę po zjedzeniu trocinowego puddingu nadziewanego igłami, będziesz miała przez całe życie wyrzuty sumienia, żeś zrobiła taką wymówkę biednemu staremu wujowi. Jeżeli nawet w trocinach igieł nie było, to i tak miały już one ze sześćdziesiąt lat, więc były trochę nieświeże, jak na mój żołądek, a pozatem musiały być niezbyt czyste.
— Wiesz przecież, ile nieczystości zjadamy przez całe nasze życie, — zachichotała Fela.
— Ale nie wszystkie te nieczystości zjadamy odrazu, — odparł wuj Roger, śmiejąc się znowu. — Ach, Saro Stanley, jakiż ja jestem szczęśliwy, że ciotka Oliwia już dzisiaj wieczorem wraca! Gdybyśmy jeszcze na jeden dzień zostali sami, napewno byś mnie czemś otruła. Jestem pewien, że to wszystko robisz tylko dlatego, aby mieć temat do opowiadania swoich historyj.
Wuj Roger poszedł do stodoły, wciąż jeszcze trzymając się za boki.
— Sądzisz, że on naprawdę jest chory? — zapytała Historynka z niepokojem.
— Jestem pewna, że mu nic nie jest, — odparła Fela. — Możesz się o to nie martwić. Nie wierzę, aby w trocinach były igły, bo mama przesiała je przecież bardzo starannie.
— Znam opowieść o pewnym człowieku, którego syn połknął mysz, — rzekła Historynka, która nawet w najcięższych sytuacjach miała humor do opowiadania anegdotek. — Pobiegł ten człowiek w nocy do doktora i poprostu wyciągnął go z łóżka.