a pozatem miała na sobie starą kretonową sukienkę, z dziurami na łokciach, która była już zresztą dawno dla niej zakrótka.
— Saro Stanley, czyś ty oszalała? — zawołała ciotka Janet. — Dlaczego włożyłaś takiego cudaka? Czyż nie wiesz, że mamy gości na podwieczorku?
— Wiem i dlatego tak się ubrałam, ciociu Janet. Pragnę umartwiać swoje ciało...
— Ja cię dopiero „umartwię“, gdy pokażę cię w takiej sukience państwu Millward! Idź natychmiast do domu i ubierz się przyzwoicie, bo inaczej będziesz jadła podwieczorek w kuchni.
Historynka wybrała tę ostatnią propozycję, była zresztą bardzo upokorzona. Jestem pewien, że osiągnęłaby kulminacyjny punkt swojej pokuty, gdyby mogła usiąść przy stole w jadalni, w swojej podartej, wyrośniętej sukience, jeść chleb i pić wodę i mieć tę świadomość, że państwo Millward patrzą na nią krytycznym wzrokiem.