Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Byrona, lecz swoim własnym metalicznym, czarownym głosem.
— Jakby to było przyjemnie pojechać do Europy! — westchnęła tęsknie Celinka.
— A ja tam kiedyś pojadę, — odparła Historynka ze swobodą.
Spojrzeliśmy na nią z odrobiną zazdrości. Dla w owych czasach Europa była tak daleka i niedostępna, jak conajmniej księżyc. Trudno nam poprostu było uwierzyć, że ktoś z naszego grona może tam kiedyś pojechać. Ale przecież nasza ciotka Julja tam pojechała, a wszakże urodziła się również w Carlisle, na tej samej farmie. Możliwe więc było, że i Historynka kiedyś pojedzie do Europy.
— I co tam będziesz robić? — zapytał zawsze praktyczny Piotrek.
— Będę się uczyła opowiadać światu rozmaite ciekawe historje, — odpowiedziała Historynka sennie.
Był piękny złocisty wieczór. Sad i sąsiadujące z nim pola pełne były rubinowych blasków i aksamitnych cieni. Daleko na wschodzie, ponad domem Niezgrabiasza przemykał po niebie Ślubny Welon Dumnej Królewny, zaróżowiony teraz nieco, jakby splamiony krwią płynącą z jej serca. Siedzieliśmy w sadzie gawędząc, dopóki nad pagórkiem porosłym bukami nie zajaśniała pierwsza gwiazda.
Wówczas przypomniałem sobie, że nie wziąłem o oznaczonej porze zwykłej dawki czarodziejskiego ziarna i śpiesznie pobiegłem do domu, chociaż zaczynałem już tracić wiarę w to cudowne lekarstwo. Przecież przez ten długi czas nie urosłem ani o centymetr!
Wyjąłem pudełko z ziarnem z kuferka w mrocznym pokoju i połknąłem odpowiednią dawkę. W tej chwili usłyszałem za sobą głos Dana: