jej beznadziejne oczekiwanie. Ach, okropnie jest czekać i czekać i nic nie robić więcej. Małgorzata czekała prawie rok. Jakiż ten rok musiał jej się zdawać długi! I wreszcie nadszedł list, lecz nie był to list od Alana. Alan nie żył. Umarł w Kalifonji i tam go pochowano. Gdy Małgorzata myślała wciąż o nim, tęskniła za nim i modliła się o jego zdrowie, on leżał już samotnie w dalekiej zapomnianej mogile.
Celinka zeskoczyła z gałęzi, wstrząsana głuchym szlochem.
— Ach, daj spokój nie mów już dalej, — wyszeptała. — Ja już tego dłużej nie zniosę.
— Niema dalszego ciągu tej historji, — rzekła Historynka. — To jest właśnie jej koniec i koniec wszystkiego, co posiadała na świecie Małgorzata. Po otrzymaniu wiadomości o mężu, nie umarła, ale serce jej umarło.
— Chciałbym schwytać w swoje ręce tych ludzi, którzy kapitanowi żony nie pozwolili zabrać, — zawołał groźnie Piotrek.
— Tak, to wszystko było strasznie smutne, — wtrąciła Fela, ocierając chusteczką oczy. — Ale przecież to było bardzo dawno temu, więc nie powinniśmy teraz płakać. Chodźmy lepiej coś zjeść. Przygotowałam wam na dzisiaj wspaniały tort z rabarbaru.
Poszliśmy. Pomimo nowych rozczarowań i starych smutków, mieliśmy wszyscy doskonały apetyt. Fela cudownie potrafiła robić torty z rabarbaru!
Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/101
Wygląd
Ta strona została przepisana.