Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaprzyjaźniła się ze źródłem tam w dolinie, z cudnie głębokiem, lodowem a kryształowem źródłem. Otoczone ono było czerwonym żwirem i ocienione wielkiemi paprociami, których liście podobne były do palm. Poprzez to źródło położona była wąska kładka. Wiodła ona kroki Ani ku lasem przystrojonemu wzgórzu, gdzie panował wieczny zmrok pod grubemi, gęsto rosnącemi jodłami i choinami. Jedynemi kwiatami tam były mirjady zachwycających konwalijek, tych najpospolitszych i najmilszych kwiatów leśnych, oraz blade, powiewne astry, niby duszyczki zeszłorocznych kwiatów. Cienkie pajęczyny unosiły się jak srebrne nici pomiędzy drzewami, zaś gałązki i szyszki sosen zdawały się szeptać i serdecznie gawędzić ze sobą.
Wszystkie te wycieczki w celu owych czarujących odkryć odbywały się w godzinach, przeznaczonych na zabawę. Po powrocie dziewczynka zarzucała Mateusza i Marylę opowiadaniami o wszystkiem, co „odkryła“. Mateusz nie skarżył się na to, słuchał, milcząc, z uśmiechem zadowolenia na ustach. Maryla pozwalała na to „bajanie“, dopóki nie spostrzegła, że się niem sama zaczyna interesować. Wówczas bowiem zawsze przerywała potok wymowy Ani krótkim rozkazem zamknięcia ust.
Kiedy pani Małgorzata nadeszła, Ania znajdowała się w sadzie od strony kuchni. Zacna niewiasta zbliżyła się powoli, krocząc poważnie poprzez soczyste trawy, gdzie kępki kwiatów kołysały się w czerwieni zachodzącego słońca. W rozmowie z Cutbertami znalazła taką dobrą sposobność opisywania wszystkich szczegółów swej choroby, z tak widocznem zadowoleniem zatrzymywała się, przypominając każde podwyższenie temperatury i każde wahanie rekonwalescencji, że Maryla przyszła do wniosku, iż nawet influenza może dać pewne zadowolenie.
Po wyczerpaniu wszystkich szczegółów pani Małgorzata dotknęła właściwego celu swych odwiedzin.
— Zadziwiające rzeczy opowiadano mi o tobie, Marylo, i o Mateuszu.