Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będę najodpowiedniejsza. Pani niema pojęcia, jak bardzo się ucieszyłam! Całą noc nie spałam z radości! Ach — dodała, zwracając się z wyrzutem do Mateusza — czemuż nie powiedział mi pan na dworcu, że to pomyłka, i nie pozostawił mnie tam? Gdyby nie widziała Białej drogi rozkoszy ani Jeziora lśniących wód, nie byłoby mi tak ciężko na duszy.
— O czem ona mówi? — spytała Maryla brata.
— Przypomina sobie... szczegóły naszej rozmowy, podczas gdyśmy jechali... — odpowiedział śpiesznie Mateusz. — Idę wyprząc klacz, Marylo. Proszę cię, przygotuj herbatę, zanim powrócę.
— Czy pani Spencer wiozła jeszcze jakie dziecko? — pytała dalej Maryla po odejściu Mateusza.
— Owszem, zabrała Lutka Jonesa dla siebie. Lutek ma zaledwie pięć lat i jest bardzo piękny. Ma ciemne, kasztanowate włosy. Gdybym ja miała kasztanowate włosy i była bardzo piękna, czybyście mnie także nie przyjęli?
— O, nie. Chcieliśmy chłopca, któryby pomagał Mateuszowi w gospodarstwie. Nie potrzeba nam dziewczyny. Zdejm kapelusz! Położę go wraz z twoją torbą na stole w sieni.
Ania posłusznie zdjęła kapelusz. Po chwili wrócił Mateusz i zasiedli do wieczerzy. Ale Ania nic nie jadła. Napróżno dziobała, jak ptaszek, chleb z masłem i marmeladę jabłkową, podaną jej na szklanej podstawce. Widocznem było, że nie mogła przełknąć ani jednego kęsa.
— Ależ ty nic nie jesz! — zauważyła Maryla, rzucając jej spojrzenie surowe, jakby za jakiś czyn, godny nagany.
Ania westchnęła.
— Nie mogę. Wpadłam w otchłań rozpaczy. Czyby pani miała ochotę do jedzenia, gdyby pani wpadła w otchłań rozpaczy?
— Nie mogę tego powiedzieć, bom tam nigdy nie była — odrzekła Maryla sucho.