Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co też pani Linde mówi! — zawołała Ania, zrywając się z miejsca. — Wszakże posadę tę przyrzeczono Gilbertowi Blythe!
— Tak było wistocie. Lecz kiedy Gilbert dowiedział się, że ty przyjęłabyś chętnie tę posadę, zwrócił się do Rady szkolnej — wczoraj wieczorem, jak wiesz, odbywało się posiedzenie w szkole — i oświadczył, że zrzeka się swej nominacji na twoją korzyść. On sam zaś przechodzi na stanowisko nauczyciela w Białych Piaskach. Prawdopodobnie zrzekł się tej posady tylko ze względu na twoje dobro, gdyż niewątpliwie domyśla się, jak bardzo pragnęłabyś pozostać z Marylą. Uważam, iż postąpił bardzo szlachetnie. Powiem, że nawet do pewnego stopnia z poświęceniem, gdyż w Białych Piaskach musi opłacać pensjonat, a każdemu wiadomo, iż obecnie sam będzie pracował na swe utrzymanie. Rada szkolna przychyliła się ku jego prośbie i tobie ofiarowuje tę posadę. Ucieszyłam się niezmiernie, gdy Tomasz, powróciwszy do domu, opowiedział mi o tem.
— Nie sądzę, bym powinna ją przyjąć — szepnęła Ania. — To jest... nie wiem, czy wolno mi przyjąć takie poświęcenie Gilberta... takie poświęcenie dla mnie.
— Nie możesz obecnie zapobiec temu. Podpisał już umowę z Radą szkolną z Białych Piasków. Nie uczynisz mu więc żadnej przysługi, jeśli odmówisz. Rozumie się, że powinnaś przyjąć tę posadę. Dasz sobie doskonale radę w szkole, teraz gdy nie będzie w niej żadnego dziecka z rodziny Pay. Józia była ostatnią z nich, ale też i najlepszą! W ostatnich dwudziestu latach stale mieliśmy jedno lub kilkoro dzieci Pay’ów w szkole Avonlei i przypuszczam, że ich misją życiową było ćwiczenie nauczycieli w cierpliwości. Prawda, Marylo? A to co takiego? Cóż tam tak powiewa w pokoiku na facjatce u Barrych?
— Djana sygnalizuje, abym przyszła czemprędzej — roześmiała się Ania. — Pani wie, że zachowałyśmy dawne nasze zwyczaje. Wybaczcie, że pobiegnę zapytać, co się stało?