Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a ta w odpowiedzi prosiła, byśmy jej przysłały niektóre nasze powieści. Przepisałyśmy więc cztery najlepsze i posłałyśmy jej. Panna Barry odpisała nam, że nigdy w życiu nie czytała nic równie zabawnego. Zdziwiło nas to niezmiernie, bo wszystkie owe opowiadania były bardzo wzruszające i prawie wszyscy w nich umierali. Lecz jestem zadowolona, że podobały się pannie Barry. Okazuje się, że nasz klub przyniósł jakąś korzyść ludzkości. A pani Allan powiada, że taki winien być nasz cel w każdej sprawie. Ja wistocie staram się o to, lecz zapominam, ilekroć jestem rozbawiona. Jednakże mam nadzieję, że kiedy dorosnę, będę trochę podobna do pani Allan. Czy Maryla uważa, że to jest możliwe?
— Nie powiem, że się na to bardzo zanosi — brzmiała dodająca otuchy odpowiedź Maryli. — Jestem pewna, że pani Allan nie była nigdy tak roztrzepana ani tak zapominalska, jak ty.
— Nie, ale też nie była zawsze taka dobra, jak obecnie — odrzekła z powagą Ania. — Sama mi to wyznała... opowiadała, że będąc dzieckiem, była wielką psotnicą i często sama ściągała na siebie przykrości. Dodało mi to wiele otuchy. Czy to bardzo brzydko, Marylo, że nabieram otuchy, kiedy słyszę od innych, że oni także bywali źli i niezręczni? Pani Linde tak twierdzi. Pani Linde mówi, że ona zawsze doznaje przykrości, ilekroć słyszy, że ktoś był niedobry, chociażby w młodym wieku, w dzieciństwie nawet. Mówiła mi, że kiedyś słyszała, jak pewien pastor opowiadał, iż będąc chłopięciem, ściągnął ciastko z poziomkami ze śpiżarni swej ciotki. Od owego czasu pani Linde nie potrafiła nigdy zdobyć się na szacunek dla tego pastora. Co do mnie, zapatrywałabym się inaczej na tę sprawę. Uważałabym, że postąpił szlachetnie, przyznając się do błędu, i przypuszczam, iż dużo otuchy powinna dodać małym chłopcom, postępującym źle i żałującym tego, myśl, że i oni, pomimo wszystko, mogą wyrosnąć na rozumnych pastorów. Ja tak uważałam, Marylo.