Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech dzieci idą do łóżek — rzekła Maryla, uważając to za najlepszy sposób pozbycia się Tadzia. — Tola będzie spała w moim pokoju, Tadzia zaś umieścimy na facjatce. Nie lękasz się spać sam, Tadziu?
— Nie, ale nieprędko jeszcze pójdę do łóżka — odpowiedział Tadzio spokojnie.
— Przeciwnie, pójdziesz natychmiast! — zarządziła Maryla tonem, z którego Tadzio poznał, że opór na nic się nie zda, więc posłusznie podreptał za Anią na górę.
— Gdy tylko dorosnę, nie położę się spać przez całą jedną noc; zobaczę, co wtedy będzie — zwierzył się Ani na ucho.
W późniejszych czasach Maryla nie mogła bez dreszczu wspominać tego pierwszego tygodnia pobytu bliźniąt na Zielonem Wzgórzu. Nie dlatego, iżby był o tyle gorszym od następnych, lecz jakaż zmiana w jej dotychczasowem spokojnem życiu! Od początku nie zdarzyła się chwila, w której Tadzio nie spsociłby czegoś, lecz jego pierwszy, sławny w Avonlea, występ odbył się w dwa dni po przybyciu.
Był to piękny, łagodny, iście wrześniowy poranek niedzielny. Wybierali się do kościoła. Maryla zajęła się ubraniem Toli, powierzając Tadzia staraniom Ani. Malec przedewszystkiem zaprotestował przeciw myciu twarzy.
— Maryla myła mnie wczoraj... a pani Wiggins wyszorowała mnie szarem mydłem w dzień pogrzebu. To zupełnie dość na cały tydzień. Co to dobrego być tak strasznie czystym? Mnie jest lepiej, kiedy jestem brudny!
— Jaś Irving sam prosi, żeby go myć codziennie — odezwała się Ania przebiegle.
Tadzio przebywał na Zielonym Wzgórzu zaledwie od czterdziestu ośmiu godzin, ale już ubóstwiał Anię a nienawidził Jasia, o którym Ania wyrażała się z największemi pochwałami. Jeśli Jaś mył się codziennie, Tadzio był gotów uczynić to sa-