Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

los spotka kamienny domek. To odwrotna strona medalu. Trudno, tak jest ze wszystkiem na świecie.
Po napisaniu tego arcyważnego listu Ania osobiście zaniosła go na pocztę do Graftonu, gdzie czatowała nawet chwilę na listonosza, by jego specjalnej opiece powierzyć tę wysyłkę do Avonlea.
— To nader ważne — zapewniała z przejęciem.
Nie była zupełnie pewną, czy może zaufać pamięci mrukliwego staruszka, nie przypominającego w niczem wysłannika Amora. Wobec tego jednak, że przyrzekł nie zapomnieć, uspokoiła się wreszcie.
Karolina Czwarta czuła tego dnia, że jakaś tajemnica zawisła nad Chatką Ech, tajemnica, do której ona nie miała dostępu. Panna Lawenda w dziwnem jakiemś roztargnieniu snuła się po ogrodzie, Ania zaś, jakby opanowana przez ducha niepokoju, bezustannie krążyła po mieszkaniu, wchodziła na górę, schodziła na dół. Karolina długo przypatrywała się temu cierpliwie. Aż wreszcie, gdy Ania po raz trzeci zupełnie bezcelowo zjawiła się w kuchni, zagabnęła ją z oburzeniem:
— Panno Aniu, psze pani. Widać przecież, że panie mają jakiś sekret. A ja myślę — przepraszam, jeśli jestem zbyt śmiała, psze pani — że to wcale nieładnie mieć przede mną tajemnicę, jeśli dotąd byłyśmy takiemi przyjaciółkami.
— Ach, Karolinko droga, powiedziałabym ci wszystko, gdyby to o mnie chodziło, ale to sprawa panny Lawendy... Zresztą powiem ci, tylko pamiętaj, ani słowa o tem nikomu! Widzisz, Królewicz przyjeżdża dziś wieczór. Był tu już kiedyś, ale, nierozważny, powędrował w świat i zagubił tajemniczą ścieżką do zaczarowanego pałacu, gdzie stęskniona Księżniczka zalewała się rzewnemi łzami. Wreszcie przypomniał sobie drogę — a Księżniczka wciąż czeka. Bo tylko jej ukochany Królewicz może ją odczarować.