Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brzydka. Powiedziałem mu, że jeśli będzie robił takie portrety Ani, to go zwalę podczas pauzy. Z początku chciałem go także narysować — z ogonem i rogami — ale bałem się, że „zranię jego uczucia“, a Ania mówi, że nie wolno „ranić niczyich uczuć“. Lepiej jest kogo zwalić, niż „zranić jego uczucia“, jeśli już koniecznie chce się coś zrobić. Emilek powiedział, że się mnie nie boi, ale może dla mojej przyjemności zmazać „Ania“ i napisać „Basia Shaw“. Emilek niecierpi Basi, bo ona o nim mówi „słodki chłopczyk“, a raz pogłaskała go po głowie.
Tola powiedziała, że lubi szkołę, ale wydawała się dziwnie przygnębioną. A kiedy o zmierzchu Maryla kazała jej pójść na górę położyć się spać, ociągała się i zaczęła płakać.
— Bo... boję się — szlochała — boję się sama iść na górę, pociemku.
— Co ci przyszło do głowy? — pytała Maryla. — Przecież dotychczas zawsze chodziłaś spać sama i nie bałaś się.
Ponieważ jednak Tola nie przestawała łkać, Ania wzięła ją na ręce i pieszcząc, szepnęła:
— Powiedz Ani, co ci się stało, kochanie? Czego się lękasz?
— Boję się wuja Miry Cotton — szlochała Tola. — Dziś w szkole Mira opowiadała mi o swojej rodzinie... Prawie wszyscy umarli. Wszyscy dziadkowie i babki, nawet wielu wujów i ciotek. Mówi, że „mają zwyczaj“ umierać i bardzo jest dumna z tylu umarłych krewnych. Opowiadała mi także, na co umierali, co mówili przed śmiercią i jak wyglądali w trumnie. A jeden wuj po swoim pogrzebie chodził dokoła domu — matka jej widziała go. O tych innych wcale nie myślę, ale nie mogę zapomnieć tego wuja.
Ania zaniosła Tolę na górę i pozostała przy niej, dopóki dziewczynka nie usnęła. Nazajutrz zaś na pauzie łagodnie, lecz stanowczo zwróciła Mirze uwagę, że jeśli ktoś jest taki nieszczęśliwy, iż posiada wuja, który jeszcze po śmierci przecha-