Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co się stało? Jak mi Bóg miły, dość złego, moja panno! Przed chwilą zdybałem jałówkę twojej ciotki w moim owsie. Zdarza się to po raz trzeci, zapamiętaj sobie! Znalazłem ją tam w zeszły wtorek i znowu wczoraj. Byłem i zapowiedziałem ciotce, żeby to się więcej nie zdarzyło. A ona jednak nie zapobiegła temu. Gdzie jest twoja ciotka, moja panno? Chcę się z nią zobaczyć i powiedzieć, co o tem myślę... powiedzieć jej, co o tem myśli J. A. Harrison!
— Jeśli pan mówi o Maryli Cutbert — nie jest ona wcale moją ciotką. Pojechała do Graftonu w odwiedziny do ciężko chorej krewnej — rzekła Ania tonem pełnym wzrastającej godności. — Bardzo mi przykro, że moja krowa weszła w pańskie zboże... Jest to moja krowa, nie panny Cutbert. Trzy lata temu kupił ją Mateusz od pana Bella, jako małe cielątko. Ofiarował mi je na własność.
— Przykro, moja panno? Twoja przykrość nic tu nie pomoże. Pójdź lepiej przekonać się, jaką szkodę wyrządziło to bydlę w moim owsie... podeptało je wszerz i wzdłuż, moja panno!
— Bardzo mi przykro — powtórzyła Ania z naciskiem — być może jednak, że gdyby pański płot był w lepszym stanie, Krasuli nie udałoby się wpaść w owies. Wszakże to pańska część płotu oddziela nasze pastwisko od pańskiego owsa, a właśnie wczoraj zauważyłam, że nie jest on w wielkim porządku.
— Mój płot jest w wielkim porządku — wybuchnął pan Harrison, rozjątrzony jeszcze bardziej tem przeniesieniem walki na teren nieprzyjacielski, — ale nawet mury więzienne nie powstrzymałyby tego wcielonego czorta! A tobie, ruda wiewiórko, poradziłbym, żebyś raczej pilnowała twojej krowy, co niszczy zboże obcych ludzi. Byłoby to odpowiedniejsze zajęcie, niż czytanie romansów, — dodał, groźnie spo-