Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się do pobierania pensji. W książce mojej zamierzam przedstawić to wszystko prawdziwie. W szkole, którą prowadzę, jest dziewięć oddziałów i wszędzie ja sama muszę wykładać. Najmłodszy mój uczeń ma dopiero cztery lata i przysyłają go do szkoły, żeby w domu był spokój. Najstarszy ma już lat dwadzieścia, uważa, że o wiele przyjemniejszem zajęciem jest odrabianie lekcji, niż uprawa roli.
„Powinnaś, Aniu widzieć te listy! Matka jednego z uczniów czyni mi wymówki, że w arytmetyce syn jej nie robi żadnych postępów. Zaledwie umie dodawać, gdy tymczasem Janek Jackson rozwiązuje już zadania na ułamki, a przecież jej syn jest o wiele zdolniejszy od Janka. Ojciec jednej z uczennic zapytuje mnie dlaczego jego córka pisze listy nieortograficznie. Ciotka Zyzia prosi, abym go przesadziła na inną ławkę, bo sąsiad jego dotychczasowy, mały Brown, uczy go bardzo brzydkich słów.
„Strona materjalna... o tem lepiej nie mówić. Bogowie karzą ludzi w ten sposób, że ich robią nauczycielami wiejskimi!
„Czuję się jakoś lepiej, gdy się przed tobą wygadałam. W każdym razie te dwa lata pracy jakoś się przeżyło. Jednakże za wszelką cenę muszę przyjechać do Redmond‘u.
„Ułożyłam sobie maleńki plan. Wiesz, jak nie lubię pensjonatów. Przez cztery lata mieszkałam w pensjonacie i takiego życia mam już dosyć. Więcej bym na to nie przystała. Czy nie mogłybyśmy razem z tobą i z Priscillą wynająć jakiegoś domku w Kingsporcie, żeby mieć własne gospodarstwo? Uważam, że i oszczędność byłaby wielka. Oczywiście