Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zdawała sobie sprawę, że plotkarze uniwersyteccy od pewnego już czasu kojarzą jakoś razem nazwisko jej z nazwiskiem Gilbert‘a. Niestety, nie mogła temu zaradzić. Przecież trudno było wyzbyć się takiego przyjaciela, jak Gilbert, szczególnie, że ostatnio postępował rozumnie, chociaż musiał zwalczać liczne współzawodnictwo, bo naogół Ania, dzięki swej niepospolitej urodzie, bardzo się podobała studentom redmondskim. W duszy jej jednak nie było tego pragnienia, jakie zazwyczaj cechowało Izabellę, która najlepiej się czuła w otoczeniu licznych i łatwych zdobyczy. Poza nowicjuszami zdarzali się i starsi studenci, a nawet jeden, prawie absolwent, którzy chętnie odwiedzali pensjonatowy pokój Ani i prowadzili z nią długie dysputy na tematy życiowe i abstrakcyjne. Gilbert nie lubił tych swoich rywali, ale mimo wszystko starał się postępować oględnie, aby nie naderwać znowu swych przyjacielskich stosunków z Shirleyówną. Postanowił być teraz tylko dawnym towarzyszem szkolnym z Avonlea, bo wiedział, że w tej roli zwycięży każdego romantycznego rywala. Ania przyznawała w duszy, że nie można było znaleźć milszego towarzysza od Gilbert‘a. Pozornie radowała się, że dawny stosunek Gilbert‘a do niej uległ pewnej zmianie na lepsze, chociaż w chwilach samotności niejednokrotnie myślała o tem, jaka była właściwa przyczyna tej zmiany.
Miłą przyjacielską atmosferę pierwszego roku w Redmondzie popsuło jedno niemądre zdarzenie. Oto pewnego razu, rozsiadłszy się na nieszczęsnej poduszce panny Ady, Karol Slone zagadnął Anię, czy chciałaby kiedyś zostać jego żoną. Dzięki temu, że