Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

której w ciągu pięciu lat nikt nie mógł zdobyć. Nic dziwnego, że jest taki wyczerpany, zresztą wszyscy jesteśmy zmęczeni.
— Ty, chociaż skończyłaś uniwersytet, a Janka Andrews nawet go nie widziała, — oznajmiła pani Linde ze złośliwym uśmiechem.
W kilka dni potem Ania udała się z wizytą do Janki, lecz pani Andrews oznajmiła z dumą, że Janka jest w Charlottetown, bo musi sobie przecież sprawić trochę nowych rzeczy. W obecnych warunkach trudno, żeby szyła suknie u jakiejś miejscowej szwaczki.
— Doszły mnie o Jance przyjemne nowiny, — rzekła Ania.
— Tak. Janka zawsze była bardzo mądra, chociaż nie skończyła uniwersytetu, — odparła pani Andrews wyniośle. — Pan Inglis jest naprawdę miljonerem. W podróż poślubną wybierają się do Europy. Po powrocie zamierzają zamieszkać w prześlicznym pałacu w Winnipeg. Janka martwi się tylko, że mąż nie pozwoli jej zająć się gospodarstwem. Przecież stać go na służbę. Mają przyjąć kucharza, dwie pokojówki, stangreta i lokaja. Aniu, a co u ciebie słychać? Nie słyszę o twojem zamążpójściu.
— Och, — zaśmiała się Ania, — na pewno zostanę starą panną. Jakoś nie mogę sobie znaleźć odpowiedniego kandydata.
Słowa te wymówiła ze specjalnym naciskiem, aby dać do zrozumienia pani Andrews, że, jeśli zostanie starą panną, to tylko dlatego, że nie może z pośród wielu konkurentów żadnego wybrać. Ale pani Andrews nie pozostała jej dłużna.