Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mondu w milczeniu. Potem Iza, nie mogąc już wytrzymać długotrwałej ciszy, powiedziała nagle:
— Mówiono mi, że zaraz po promocji mają się odbyć oficjalnie zaręczyny Gilberta z Krystyną Stuart. Wiesz coś o tem?
— Nie, — odparła Ania.
— Przypuszczam, że to prawda, — rzekła Iza ze swobodą.
Ania milczała. Czuła, że na twarz wypłynął jej purpurowy rumieniec. Zdecydowanym ruchem sięgnęła za kołnierz palta i jednem szarpnięciem zerwała łańcuszek, poczem zręcznym ruchem wsunęła go wraz z wisiorkiem do kieszeni.
Na zabawie była weselsza od innych, a gdy Gilbert zbliżył się do niej, prosząc do tańca, odpowiedziała mu swobodnie, że wszystkie tańce ma już zajęte. Znalazłszy się potem w obszernej bawialni Ustronia Patty, opowiadała z humorem ciotce Jakóbinie o najciekawszych wydarzeniach wieczoru.
— Po waszem wyjściu był tu młody Macferson, — rzekła ciotka Jakóbina, która przez całą noc siedziała przy kominku, oczekując powrotu swych pupilek. — O zabawie nic nie wiedział. Ten chłopak ma przeraźliwie odstające uszy, powinien je sobie na noc przewiązywać chustką. Jeden z moich dawnych konkurentów tak robił i pomogło mu to wyśmienicie. Zresztą ja mu to poradziłam, ale potem nie widziałam go już więcej, bo się obraził.
— Macferson jest ogromnie poważny, — ziewnęła Priscilla. — Ma ważniejsze sprawy na głowie, niż przypłaszczenie uszu. Wiecie pewnie, że poświęcił się zawodowi pastora.