Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieprzytomna, że pośpiesznie schowała trzymany na tacy placek czekoladowy pod poduszkę na kanapie w bawialni. Stella zaczęła gorączkowo zbierać swoje notatki. Tylko ciotka Jakóbina i Iza zachowały zupełny spokój. Dzięki nim wszyscy po chwili odzyskali równowagę, nie wyłączając Ani. Priscilla pośpiesznie zdjęła fartuch w kuchni i weszła swobodnym krokiem do pokoju, Stella pozbierała skrzętnie notatki, a Iza poczęła ratować sytuację swą wrodzoną paplaniną.
Pani Gardner była to wysoka, przystojna kobieta, ubrana wytwornie, lecz serdeczna w trochę sztuczny sposób. Alina Gardner urodą swą i postacią bardzo przypominała matkę, ale była bardziej jeszcze od niej sztywna. Dorota Gardner, smukła i wesoła, sprawiała wrażenie trzpiotowatej dziewczynki. Wiedząc, że Dorota była ukochaną siostrą Roberta, Ania odnosiła się do niej serdecznie. Dzięki Dorocie i Izie, wizyta minęłaby zupełnie dobrze, gdyby nie zaszły dwa niemiłe zdarzenia. W pewnej chwili Mruczek i Zyzio, na których nikt dotychczas nie zwracał uwagi, wskoczyły na kolana pani Gardner i po chwili znalazły się już na podłodze. Pani Gardner spojrzała na koty w ten sposób, jakby po raz pierwszy w życiu widziała zwierzęta. Ania przeprosiła panią Gardner uprzejmie, tłumiąc jednocześnie nerwowy śmiech.
— Pani lubi koty, — rzekła pani Gardner z uśmiechem pobłażliwego zdumienia.
Mimo całej sympatji dla Mruczka, Ania właściwie nie lubiła kotów, ale ton pani Gardner ogromnie ją oburzył.