Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Biedna Janina pokraśniała, Ania wybąkała coś niezrozumiałego i wszyscy usiedli, rozpoczynając towarzyską pogawędkę. Ania podtrzymywała rozmowę z trudem, jak zresztą wszyscy, z wyjątkiem starej pani Douglas, której rozmowa przychodziła z niezwykłą łatwością. Posadziła Janinę przy sobie i od czasu do czasu gładziła wyciągniętą jej dłoń. Janina uśmiechała się uprzejmie, choć widocznie ogromnie niewygodnie było jej w obcisłej sukni i upał coraz bardziej dawał się we znaki. Jan Douglas siedział opodal z poważną miną.
Przy stole pani Douglas poprosiła Janinę o nalanie herbaty. Janina zarumieniła się znowu i drżąc na całem ciele, spełniła prośbę gospodyni. Ania opisała to przyjęcie w jednym z listów do Stelli:
— Podano ozór na zimno, kurczęta, konfitury z truskawek, placek cytrynowy i tort czekoladowy, potem placek z rodzynkami, babkę, ciasto owocowe i wiele innych przysmaków. Zjadłam dwa razy tyle niż zwykle, lecz pani Douglas z westchnieniem zauważyła, że prawdopodobnie jestem jeszcze głodna.
— „Lękam się, że kochana Janeczka rozpieściła panią swemi potrawami“, — szepnęła z uśmiechem. „Naprawdę nikt w Valley Road nie może z nią pod tym względem rywalizować. Może jeszcze kawałek pasztetu, panno Shirley? Przecież pani nic nie jadła!“
— Wyobrażasz sobie mnie, Stello, po zjedzeniu porcji ozora, dużej porcji kurczęcia, trzech biszkoptów, talerzyka konfitur, kawałka ciasta, sporej porcji tortu i kawałka placka z rodzynkami!
Po herbacie pani Douglas z uśmiechem zwróciła