Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Och, mniejsza o to! — zawołała Iza z rozpaczą. — Wolę zjeść z wami talerz zupy, niż w pensjonacie pieczone kurczęta. Dobre potrawy nie dają ludziom szczęścia. Potrafię przeżyć całą zimę o chlebie i wodzie. Tylko mnie do siebie weźcie.
— Pozatem, — ciągnęła Ania dalej, — będziemy musiały pomagać naszej gospodyni, bo ona przecież sama nie da sobie rady. Wszak ty...
— Uważasz, że nie nadaję się do tej pracy, — podchwyciła Izabella. — Będę robić to, co mi rozkażecie. Umiem nawet bardzo przyzwoicie posłać łóżko. Pod względem jedzenia także nie jestem wybredna, a to jest bardzo ważne. Pragnę tylko mieszkać razem z wami, a zważcie, że to jest moje pierwsze stanowcze pragnienie.
— Jeszcze jedno trzeba wziąć pod uwagę, — odezwała się Priscilla. — Wiadomo przecież, w całym Redmondzie, że u ciebie co wieczór roi się od gości. Tam trudno ci będzie przyjmować wizyty, bo myśmy postanowiły urządzać przyjęcia tylko w piątki. Czy i pod tym względem będziesz się mogła do nas przystosować?
— Ależ na wszystko chętnie się zgadzam. Zresztą będąc przy was, na pewno wyrobię w sobie tę siłę woli. Jeżeli się nie zgodzicie na zamieszkanie ze mną, gotowam umrzeć ze zmartwienia, a potem duch mój będzie was straszyć wśród nocy.
Ania i Priscilla znowu spojrzały na siebie z uśmiechem.
— Właściwie obietnica nasza na nic się nie zda, — rzekła Ania, — dopóki nie pomówimy o tem ze Stellą. Jestem jednak pewna, że ona chętnie na