Przejdź do zawartości

Strona:Księga godzin (Rilke).djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Potem widziałem czasem pałac żywy;
tak puszy się, jak owe piękne ptaki,
które głos mają brzydki i chrypliwy.
Niejeden jest bogaty i chełpliwy, —
ale bogatym nie jest bogacz taki,

Nie jak Twych szczepów pastuszych władyki,
co Twe doliny jasne zobłoczali,
kiedy z baranków ciemną ciżbą w dali
ciągnęli przez nie, jak obłoków szyki.
A gdy ostatnie rozkazy przebrzmiały
w obozowisku sennem w nowej nocy,
to zdało się, że dusza innej mocy
wionęła na wędrowny ich kraj cały — :
łańcuchy garbów wielbłądzich ciemniały
wkrąg tak wspaniale, jakby górskie wały.

A zapach trzód bydlęcych gęsty trwał
za stadem ich do dziesiątego dnia,
ciepły i ciężki i na wietrze stał.
Jak w jasnym domu, gdzie wesele gra,
noc całą szczodre spływają winnice:
tak im swe mleko dawały oślice.

Lub szeikowie pustynią spaleni,
co na dywanie sypiali spłowiałym,
ale rubiny swoim klaczom białym