Strona:Krwawe drogi.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Narody świata walczą o swój byt.
Który chcesz być — wstawaj! O źródło krwawej konieczności nie pytaj — — —
— wodza słuchaj! wodza słuchaj!

KTO CZEKA, TEN SIĘ W KOŃCU DOCZEKA...

Czekać! Czekać!
Bije go jeden, on mu grozi: czekaj ja ci dam!... Ale tymczasem nic mu nie daje, a tamten zaś bierze, co mu jest potrzebne.
Bije go drugi, on mu grozi: czekaj, żebyś czego nie dostał. I nic mu, oczywiście, nie daje, tamten zaś sam się pożywia, czem zechce.
Bije go trzeci, on mu grozi: czekaj, bo jak ci dam... I nic mu nie daje, tamten zaś zabiera sobie, co mu się podoba i odchodzi.
Nareszcie przychodzi doń nie sąsiad już, ale brat rodzony i powiada mu: ruszże się, bo zgnijesz, a ten mu odpowiada: czekaj bracie, niech tylko pomyślę... bo czekanie stało się już jego naturą.
Więc czeka, zwleka a potem... ucieka... z własnego domu.
Kto czeka, ten się kiedyś nareszcie doczeka — śmierci.

POLSKI SMUTEK.

Kiedyś byliśmy weseli, lekkomyślnie weseli, przeweseliliśmy ojczyznę.
Dzisiaj jesteśmy smutni.