Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myśleliśmy, że nas zwykły datek ominie, gdy dziadek wychodzi i rzecze do nas: »No macie tu Wasanowie po talarze pruskim, jak przyjedziecie do Warszawy, idźcie do banku, tam wam zmienią, dostaniecie po sześć groszy ażjo, tylko pamiętajcie nie dajcie się oszukać, niech mniej nie dadzą. Myśmy dobrze pamiętali, bo wyjeżdżając z miasta, wstąpiliśmy zaraz do cukierni, aby kupić ciastek do domu dla rodzeństwa i swoje talary zmienili.
Babka moja kasztelanowa Dąmbska z domu, posunąwszy się już znacznie w latach, mieszkała zawsze w swej rezydencyi, którą za życia męża zajęła. Kiedy rodzice moi odwiedzali ją, zawsze brali na tę wizytę jedno z sobą dziecko dla zaprezentowania go babce, więcej nie przywozili, bo nie znosiła hałasu małych dzieci. Pamiętam, gdy na mnie ta kolej przyszła musiałem siedzieć jak trusia, bo miałem to przez rodziców surowo nakazane. Nie wesoła to była dla dzieci w moim wieku wizyta. Faworyty psy i koty nie odstępowały jej nigdy; przypatrywałem się tym starym już bezzębnym z zapłakanemi oczyma stworzeniom, którym zazdrościłem swobody i karesów jakich doznawały.
Zdrowie mojej babki było bardzo nadwątlone, kaszel dokuczał jej mocno, podupadała coraz na siłach, w parę lat umarła i pochowana została obok męża w grobie familijnym.
Jak przez postęp cywilizacyi i wynalazków zmienił się stosunek ówczesnej epoki, muszę tu dla porównania choć pobieżnie opisać pierwszy nasz wyjazd do szkół w Warszawie.