Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szczelnie się on zamykał i nie dopuszczał nikogo; tylko pijanym zwykle żołnierzom podawał oknem na długim kiju przygotowane już woreczki z drobną miedzianą monetą i tym sposobem jakoś się szczęśliwie od napaści ratował; zamknąwszy wokoło okiennice i drzwi szczelnie zawsze powtarzał: »zdieś wsie ludi na choleru pomerli, niet nikoho«.
Rok 1833 był epoką działania emisaryuszów, którzy z narażeniem się własnem usiłowali powtórny rokosz wywołać. Wieści dziwne krążyły po mieście a miecznik nie mając komunikacyi prawie z nikim, ciekawy był wiadomości. Jedyną kobietą, którą dopuszczał do siebie, a ta miała styczność z miastem była stara Chaberska, trzymająca w dzierżawie ogród, mieszkała zaś w oficynie. Ta przychodziła zwykle zmrokiem i obowiązaną była opowiedzieć pod sekretem co w czasie dnia usłyszała na mieście; była to rodziców żony mej jedyna gazeta chodząca. Gdy przyszła, zamykały się wtenczas szczelnie drzwi, ona usiadała na kanapie blizko niewidomej matki, miecznik zaś ciekawy, a mocno już głuchy przysuwał się z krzesłem do nich. Cichym szeptem szła naprzykład następująca rozmowa. Matka się pyta:
— No i cóż tam słychać Chabersiu?
Ona również cichym głosem odpowiada:
— A to proszę pani idę sobie ulicą i patrzę... idzie żołnierz ubrany z karabinem.
— Imość, imość, co ona mówi? — pyta miecznik.
— Cicho Stasiu, bo kto usłyszy — szepce mu