Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

po większej części z obywateli i okolicznych włościan, stąd też pułkownik nasz, dawny wojskowy i rygorysta, chociaż dobry człowiek a dzielny i mężny dowódca, niecierpliwy jednak przy ćwiczeniach i mustrze, wyzywał na nas, gdyśmy się w manewrach zmylali: — »A, nieuki! bronowłoki, hreczkosieje!« co nas nieraz niecierpliwiło. Gdyśmy do Warszawy przybyli i naczelny wódz lustrował nasz pułk na Saskim Placu (a było to w wigilię bitwy pod Grochowem), zadowolony był bardzo i wołał: »Dobrze, dzieci! dobrze, kontent z was jestem! Przyszliście w czas, wkrótce odbędziecie wasz chrzest, a teraz powiedzcie, czy nie macie co do zażalenia się? Czy dochodzi was wszystko?« — Na te słowa nastała cisza, tylko kilku z nas porozumiało się wzrokiem — i wystąpiliśmy z szeregów.
— Cóż takiego? panowie — odezwał się generał.
— Wszystko dobrze, generale, tylko niezadowolony jest pułk cały ze swego dowódcy — odpowiedziałem w imieniu wszystkich.
Tu wystąpił pułkownik i wyciągając do nas rękę, rzecze:
— Nie jest to stosowna chwila, abyśmy się mieli waśnić; jeśli was, panowie, obraziłem, przepraszam wobec generała i wierzcie mi, że nie uczyniłem tego w chęci ubliżania wam, lecz może ze zbytku gorliwości w mojej służbie; dlatego przebaczcie i bądźcie cierpliwi, poprowadzę was na pole walki i tam dowiodę, żem dbał o wasze i ojczyzny dobro, a starać się będę zasłużyć na to, abym godzien był waszej przyjaźni!