Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/083

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bóstwa było mi jak najsurowiej wzbronione; darowała mi kilka par rękawiczek, w których mi tylko wolno było około niej bliżej się znajdować. Ja korzystając z tego jej przestrachu, zawsze zdobywałem tem całus, strasząc ją, że jak mnie ciotka nie pocałuje, to ją zaraz zarażę, co mi się zawsze udawało, ale musiałem ręce w tył chować.
Raz ciotka w przystępie dobrego humoru zawołała na mnie
— Wicuś, chodź ze mną na spacer.
I przez szklane drzwi wybiegła jak spłoszona sarna; gdym i ja pośpieszył za nią, już była na końcu ogrodu i puściła się drogą do parku; dobiegłszy zmęczona, rzuciła się na darniową ławkę. Kolory na twarzy od szybkiego biegu i przyśpieszony oddech przy rozwianych włosach podnosiły jej piękność; w ten moment, pomyślałem sobie, jest chwila najsposobniejsza do objawienia mych uczuć... teraz albo nigdy. Więc rzucam się przed nią na kolana i wołam:
— Ciotko! ja ciebie nad życie moje kocham, musisz być moją!
A ta nie namyślając się — buch mnie w twarz; aż odgłos tego silnego policzka rozległ się po parku, a ona zerwawszy się, pobiegła drogą do domu.
Ja zgłupiałem na razie i w pozycyi klęczącej pozostałem tak jakiś moment, potem odwróciwszy się, ujrzałem tylko migocącą się postać mej ciotki w głównej już alei ogrodu, prowadzącej wprost do pałacu.
Zmartwiony myślą co z tego mego postępku wypadnie, zadumany, usiadłem na tej samej ławce, na