Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziniec do przyległego pawilonu. W kancelaryi oprócz służbowego oficera stał wąsaty i mocno dzióbaty wiarus w mundurze, podobnym do barwy pułku brata mego i po wymienieniu mojego nazwiska i imienia przez dyżurnego, ów podoficer skłonił mi się, a wydobywając z pod munduru list, odezwał się grubym głosem:
— Brat panicza, porucznik naszego szwadronu, nie mogąc sam go odwiedzić z powodu służby, polecił mi oddać ten list — tu sięgnął jeszcze do głębokiej kieszeni, wydobył mały zielony woreczek i oddając mi go dodał — i to jeszcze.
Ja schwyciwszy jedno i drugie, wodziłem osłupiałym wzrokiem, nie wiedząc co mam zrobić; widząc to moje zmieszanie oficer służbowy, wyręczył mnie w odpowiedzi i rzekł:
— Trzeba pokwitować z odbioru i poświadczyć przez kancelaryę — co dopełniwszy uwolnił mnie, a ja wyleciałem jak szalony i pobiegłem do kwatery. Tam gdy mnie obstąpili koledzy, zapytując co się stało, okazywałem im tylko to, com trzymał w ręku.
W takim razie zawsze się znajdą przyjaciele i ciekawi; gdyśmy corpus delicti otworzyli, o dziwo! było w nim dziesięć dukatów w złocie! Skarb jakiego nietylko w życiu nie widziałem, lecz posiadać nigdy nie marzyłem nawet, sądząc, że nad dziesięć trojaków nie znajduje się suma, którąby szczęśliwiec jak ja mógł posiadać. Gdy mi starsi kadeci, którzy się niebawem z innej brygady znaleźli, wytłómaczyli wartość tego skarbu, sądziłem się być zrazu bogaczem całego świata;