Strona:Kraszewski Kajetan - Ze wspomnień Kasztelanica.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kwadrans blizko nie można było przyjść do słowa. Stąd ojciec mój tak znienawidził tę hałastrę, że wizyt swoich z tego powodu często zaniedbywał.
Raz przy obiedzie, na którym matka moja dla niedyspozycyi zdrowia nie była obecną, odezwał się ojciec:
— Jabym tam u jejmości i częściej bywał, ale te psy i koty są nieznośne.
Jeden z rezydentów namotał to sobie jakoś w pamięci i pod stołem zawiązał potężny supeł na kraciastej czerwonej chustce, której zażywając tabakę często używał. W parę dni wybrała się matka swoim zwyczajem na obiad, czego właściciel czerwonej chustki niecierpliwie wyglądał i dopatrzywszy, że karoca JW. kasztelanowej ruszyła z przed jej domu, sam chyłkiem po za opłotkami dostawszy się następnie do głębokiego rowu, który podprowadzał pod wieś, gdzie matka nasza mieszkała, dostał się ostrożnie do dworu. A że służba korzystając z niebytności pani wnet się porozchodziła, wemknął się przez nikogo nie widziany do pokoju i zamknąwszy za sobą drzwi na klucz, dostał się pomiędzy faworytów. Te poczuwszy obcego, obskoczyły go i zaczęły swoje wrzaski, lecz on zaopatrzony w byczek potężny, wziął się do bolesnej operacyi i którego tylko mógł uchwycić, okładał niemiłosiernie, wołając: a psi! a psi! Zbiwszy tak pieski, zabrał się do kotów, powtarzając im: a kici! a kici! Te wystraszone, bo nigdy ich w życiu nic podobnego nie spotkało, pochowały się, gdzie który mógł, a jeden z nich w panicznym strachu, podobno największy faworyt »Mru-