Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/029

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    IX.

    Biedak obwołany za króla.


    Wieczorem o 9-ej, na rzece Tamizie tuż około pałacu królewskiego stało mnóstwo łodzi. Na łodziach tych lud wyczekiwał wyjazdu królewskiego księcia. Książę wraz z orszakiem miał płynąć na urządzony objad w kupieckim zebraniu.
    Cały pałac płonął od świateł. Od pałacu aż do rzeki, wiodły szerokie marmurowe wschody, pokryte olbrzymim puszystym dywanem. Tu długim rzędem stała w szeregu zebrana straż królewska, przybrana w wspaniałe zbroice.
    Czterdzieści dworskich łodzi podpłynęło ku wschodom. Były one całkowicie złocone, brzegi prześlicznie cyzelowane. Niektóre ubrane wstęgami, inne złotą draperyą i kosztownemi materyami, na innych jeszcze rozwiewały wstęgi flagi, z mnóstwem dźwięczących srebrnych dzwoneczków.
    Tuż obok nich stały barki, w których siedzieli żołnierze w złocistych hełmach, takichże zbrojach, oraz chór muzyki.
    Z pałacu dobiegł odgłos trąb. Muzykanci w łodziach pochwycili hymn uroczysty.
    Oficerowie, rycerze, sędziowie i wodzowie ukazali się na wschodach. Mieli na sobie przepyszną odzież przetykaną złotem. Różnokolorowe płaszcze pokrywały ich ramiona.
    Trąby zagrzmiały powtórnie w pałacu.
    Lord Hartford, wspaniale ubrany, ukazał się nad wschodami. Odwrócony tyłem do rzeki uchylił kapelusz, ozdobiony drogiemi piórami i zaczął schodzić tyłem, składając ukłon na każdym stopniu.
    Trąby głośniej jeszcze zabrzmiały. Rozległ się okrzyk:
    — Rozejść się! Nadchodzi Edward książę Walii!