Strona:Królewicz - żebrak wg Twaina.djvu/005

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Na atłasach i na barłogu.


W Londynie, lat temu trzysta, w rodzinie biedaka nazwiskiem Canty urodził się syn, któremu dano imię Tomasz. Przybycie na świat biednej tej istotki nie rozradowało serca matki, bo i z czego wychowa to trzecie dziecię, skoro dla żyjących dwojga dziewczątek brakowało często kęska suchego chleba? Wspomniawszy, że chłopiec widocznie nie na pociechę się narodził, owinąwszy go w łachmanki, włożyła w kołyskę, pokarmiając niemowlę, o ile zdołała swą wysuszoną piersią. Ojciec, którego chłopczyna zdawał się nic nie obchodzić, zaledwie rzucił nań okiem.
W tym samym dniu, o tejże godzinie, w wspaniałych salach królewskich, na bogatem łożu leżała żona króla Henryka VIII, a przy niej w złoconej korysce nowonarodzony książę Edward. Otoczona wygodami i dostatkami, spoczywała, marząc rozkosznie o przyszłości syna. Wielkie puszyste kobierce zaściełały posadzkę, przygłuszając najmniejszy odgłos na niej. Ciężkie portjery zwieszające się po nad oknami sprawiały półmrok tyle potrzebny dla chorej. Wraz z matką nowonarodzonego cieszył się naród, iż przybywał mu książę wybłagany u Boga, wyczekiwany przez ludzi. Dzień urodzin jego stał się dniem święta dla wszystkich.