Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziom, którzy, mimo swoich zdolności, siedzą w kącie. Omal nie zdarzyło się to wielkiemu Saint-Simonowi, oraz panu Vico: tęgi chwat, o którym zaczyna być głośno. Ostro jedzie ten pan Vico! Bardzom rad z tego. Tutaj wchodzimy w teorję i w nową formułę ludzkości. Baczność, drogi panie...
— Uwaga, rzekł warjat.
— Wyzysk człowieka przez człowieka powinien był ustać w dniu, w którym Chrystus — nie mówię Jezus Chrystus, mówię Chrystus — przyszedł obwieścić równość ludzi w obliczu Boga. Ale czy ta równość nie była do dziś dnia najopłakańszą chimerą? Otóż, Saint Simon jest dopełnieniem Chrystusa. Chrystus się przeżył.
— Więc żyje rzekł Margaritis.
— Przeżył się jak liberalizm. Obecnie marny przed sobą coś tęższego, to jest nowa wiara, to jest produkcja wolna, indywidualna, koordonacja społeczna, która sprawia, że każdy otrzymuje sprawiedliwą zapłatę społeczną zależnie od swego dzieła, i nie będzie już eksploatowany przez indywidua, które, same bez zdolności, każą pracować wszystkim na korzyść jednego. Stąd nauka...
— Co pan pocznie ze służącymi?
— Zostaną służącymi, o ile zdatni są jedynie na służących.
— Zatem pocóż ta teorja?