Strona:Król Cyganerji; Znakomity Gaudissart; Bezwiedni aktorzy.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, ale zanim pan posłucha gazety, niech pan przyzna, że to wino jest....
— Przepyszne, rzekł Gaudissart.
— W takim razie skończmy tę butelkę. (Warjat nalał sobie odrobinę i napełnił szklankę Gaudissarta) — No i co, proszę pana, mam dwie beczki tego wina. Jeżeli panu smakuje i jeżeli pan ma intencje...
— Właśnie, rzekł Gaudissart, ojcowie wiary Saint-Simonicznej prosili mnie, aby im wysłać parę beczek, o ile... Ale pomówmy o ich pięknym i wielkim dzienniku! Pan, który pojmujesz dobrze kwestje Kapitału i który użyczysz mi pomocy w obrobieniu tego powiatu...
— Chętnie, rzekł Margaritis, jeżeli...
— Rozumiem, jeżeli wezmę pańskie wino. Ależ ono jest kapitalne, pańskie wino, drogi panie, jest, że tak powiem, bardzo kapitalne.
— Robię z niego wino szampańskie, jest nawet jeden Paryżanin, który przyjeżdża robić je tutaj, w Tours.
— Bardzo wierzę. Otóż Glob, o którym pan musiał słyszeć...
— Przebiegałem go nieraz, rzekł Margaritis.
— Byłem tego pewny, rzekł Gaudissart. Panie, pan ma potężną głowę, łopatę, którą Saint-Simoniści nazywają końską głową: jest coś końskiego w głowie wszystkich wielkich łudzi. Tak, można być genjalnym człowiekiem a żyć nieznanym. Ten figiel zdarza się dość powszechnie lu-