roboty, szemrały cicho, aby nie pobudzić śpiących w gałęziach aniołów.
Ze srebrnej wody, ociekającej księżycem, wychylił potworny łeb krokodyl i patrzył w księżyc, smętny bardzo. I jakby dwie łzy potoczyły się mu z kaprawych oczu.
Noc rajska śpiewała:
— A iżeś dał radość wszystkiemu stworzeniu, pochwalony bądź, Panie! Panie! Panie!
Iż nie chodzi samotny nikt, lecz słońce z księżycem, z lwicą lew, wilk z wilczycą, a z niewiastą swoją człowiek, pochwalony bądź Panie!
Oto Ciebie wielbi słowik i krokodyl Ciebie wielbi, i wszystko stworzenie rajskie...
Orkiestra żab zarechotała woddali, księżyc westchnął i w górę się nieco uniósł, wonie wstały z kwiatów, otarły się o siebie czuby palm, dreszcz rozkoszny czując.
Dwie młode małpy, rozmarzone nocą, zwarły się w nieprzystojnym ruchu, piszcząc. Jakiś Anioł krzyknął przez sen, nawoływały się puhacze; jakże cudny był raj w tej chwili!
Hewa szła nocą, zapatrzona w księżyc i wzdychała.
A tuż za nią szedł ostrożnie stary, łysy szympans, ocierając niespokojnie nogę o nogę.
— Gdzie mieszkasz? — zamruczał szympans w małpim dialekcie.
— Na kokosowej palmie koło rzeki, tam, gdzie słońce wschodzi.
— To tam, gdzie jest gniazdo nakrapianych wężów?
— Tyś powiedział.
— Aha! To już wiem. Co czyni Adam, mąż twój?
— Poszedł nocą.
— Aha!
Weszli na pole trzciny cukrowej, uprawianej dla Aniołów; w środku pola na kiju widniało oko Opatrzności, aby odstraszyć wróble.
— Miłujesz swego męża, niewiasto?
— Mąż mój jest poczciwy i głupi.