Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to on cokolwieczek miele, a jak nie ma wiatru, to nic nie miele. I co on miele? prostą razową mąkę dla chłopów! Co to jest? to nic nie jest, a ten młyn w Wywłoce? Ha! ha! on ma jedwabny pytel francuski, co, żebym ja tak jeszcze drobne dzieci miał, jak z pod niego drobna mąka idzie; a te kaszaki! aj waj, panie, co za kaszaki! francuskie, na moje sumienie. Perłowa jak perła, drobna jak brylanty, a te chłopskie kasze, lecą, z pod kamieni jak śmiecie. Ja panu powiem, jak chłop koło Wywłockiego młyna przejeżdża, to się oblizuje, bo jemu zaraz pachnie kasza, za przeproszeniem pana dobrodzieja, ja cokolwieczek splunę, ze słoniną... Jest to pfe, ale dla chłopa, to nadzwyczajny zapach!
— A jednak mówiłeś Icku, że wolisz dzikich czarnych chłopów, aniżeli naszych.
— Co ja mówiłem? Ja nic nie mówiłem, a jeżelim co mówił, to w wielkim żalu i smutku. Teraz ja już żalu nie mam, ja wziąłem w arendę młyn w Wywłoce — i od tego czasu ja bardzo polubiłem naszych chłopów. Na moje sumienie, są to bardzo porządni ludzie. Niech mi pan dobrodziej wierzy.
— Jeszcze parę dni temu mówiłeś inaczej.
— Parę dni! mała rzecz. Czy pan dobrodziej wie co znaczy parę dni?! Przeszłego roku w połowie sierpnia żyto było po pięć rubli, a na wiosnę spadło na trzy! O pięćdziesiąt procent! No, jakie miał zdanie handlarz żyta w sierpniu, a jakie ma dzić?
— Ależ człowieku, tu chodzi o elementarne zasady.
— Aj zasady, zasady! Ja nie wiem co to są za-