Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łem ciężkie życie. Mnie się zdawało, że tam za morzem jest lepiej a tu bardzo źle; tymczasem ja się przekonałem, że i tu źle nie jest, że i tu można żyć i handlować, nawet bardzo dobrze handlować.
— I cóż wpłynęło na wasze przekonanie?
— Co miało wpływać? ja sam sobie wpłynąłem.
— Tak nagle?
— Co dziwnego? Panu dobrodziejowi wiadomo, że jak kto siedzi w ciemnej izbie, to mu jest czarno, on nic nie widzi, a jak się wydobędzie na świat, na jasność, to widzi więcej niż sam chce.
— No tak, ale cóż Icka wyciągnęło na tę jasność?
— Ja sam.
— E musi być jakaś przyczyna...
— Może i jest... pewnie, że jest... co na świecie bez przyczyny się dzieje?
— Zapewne jaka dobra afera.
— Całkiem nie afera, wielmożny panie, tylko młyn, zwyczajny, wodny młyn.
— Gdzie?
— W Wywłoce, pewnie pan dobrodziej zna ten młyn?
— Znam doskonale.
— Pan dobrodziej nie powie, że to jest zły młyn.
— Owszem, doskonały.
— No; tembardziej, że na cztery, na pięć mil w okolicy drugiego takiego nie znajdzie.
— A racya.
— Są wiatraczki, a panu dobrodziejowi wiadomo, co jest wiatrak. To śmiechu wart interes; jak jest wiatr,