Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Aj Mojsie, Mojsie, ciężka wasza głowa! Jeżeli rozerznąć jabłko na dwie połowy, to ani jedna połowa nie będzie kotem, ani druga, za pozwoleniem, psem — ale obie będą tylko jabłkiem.
— No, no.
— To też ja do tego prowadzę, że dziś jestem dzierżawca. Sam, czy we współce, do rzeczy nie należy, dość, że dzierżawię młyn w Wywłoce i niech to moje wrogi wychorują, co ja na tej dzierżawie jeszcze nie zarobiłem. Ja jestem dzierżawca, obywatel tutejszy i nawet nie myślę wyjeżdżać do żadnej paskudnej Ameryki, pomiędzy kolorową szlachtę i dzikich czarnych chłopów, o których słyszałem dużo brzydkich rzeczy.
— Co wyście mogli o nich słyszeć?
— Słyszałem, że oni jedzą żywe małpy i żywe węże.
— Tfy!
— Ja to samo powiadam, a z tego co powiadam, możecie się sami przekonać, że jestem podwójny, bo wczoraj byłem inny i mówiłem wcale co innego. Mnie się zdawało, że dziki chłop jest lepszy od naszego chłopa — a dziki szlachcic od naszego szlachcica. Dziś widzę, że Ameryka nie jest taki kawałek złota, jak się zdawało. Dziś widzę zupełnie inaczej. Nie chcę w złą godzinę wymówić, Mojsie i pluję trzy razy, żeby się co złego do mego słowa nie przyczepiło, ale podług mego zdania, zrobiliśmy doskonały interes.
— Na młynie?
— Tak.
— Daj Boże.