Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No, no...
— Wystaw sobie pani, wdrapał się na drzewo, w tem w oknie na górze błysnęło światło. Naturalnie chłopiec przytulił się do gałęzi i czekał... Czeka tedy, patrzy i widzi doskonale co się dzieje. Do pokoju weszła z bogatym kandelabrem w ręku stara gospodyni i zasiadła przed lustrem.
— O stara sekutnica! co za bezczelność, co za bezczelność! Doprawdy, niedługo sługi będą już chyba przed ołtarzami siadały!!
— Więc zasiadła sobie przed lustrem i wyobraź pani sobie, zdejmuje z głowy czepiec i ogromną siwą perukę...
— Niepodobna!
— Aha... a z pod peruki sypie się kaskada pysznych blond włosów.
— Jezus Marya!
— Następnie zdejmuje z twarzy maskę i okazuje się buzia tak piękna, tak urocza...
— A stary łajdak! Moja pani, moja najdroższa pani, więc ta Wojciechowa, któżby się spodziewał?! — a wie pani, że ja od pierwszego wejrzenia poznałam, że w tej babie jest coś nienaturalnego... coś takiego... ruchy zanadto żywe, głos... I któż to odkrył? moja pani, kto?
— Jeszcze nikt nie odkrył, jest to tylko moje przypuszczenie... Sekret, sza, trzeba obserwować i zdemaskować...
— Obserwować i zdemaskować!...
— Ale jak?