Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z porządnej rodziny, baronównę de Tourtourelle — i wykradł ją z domu rodziców.
— Ach! łotr!
— Dziewczyna miała szesnaście lat...
— Szesnaście!...
— Nawet nie zupełnie skończone... Nie będę pani opowiadała szczegółów, dość że zbałamucił dziecko, wykradł, wywiózł, i oboje jak kamień w wodę... przepadli. Ojciec poruszył wszelkie sprężyny, zawiadomił policyę, sprowadził najzdolniejszych agentów z Paryża...
— I cóż moja pani, złapali?
— Nie... wykryło się dopiero w kilka lat później...
— Jakim cudem?
— Niech pani słucha uważnie... Do pewnego miasteczka w południowej Francyi przybył jakiś pan, bardzo poważny, zdaje się dość zamożny... niby rentier, niby ex-profesor... niby coś, nabył dom.
— Dezydery!
— Ja nie powiadam, że to on. Nabył dom, odnowił go, wyelegantował, urządził z wielkiem szykiem.
— Ależ to Dezydery!
— Powtarzam pani, że tego nie twierdzę... Wyelegantował dom i zamieszkał w nim ze starą, brzydką jak nieszczęście, gospodynią.
— Wojciechowa!
— Czekaj że pani... mieszkał przez kilka lat... aż jednego razu, przypadkiem, wykryła się prawda. Młody chłopiec, syn węglarza, skończony łotr, dostał się do ogrodu owego jegomościa, już późnym wieczorem, właściwie nawet w nocy, po prostu, aby kraść gruszki.