Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się nie śpieszy. Co mi dziedzic, wielka fanaberya dziedzic, nie widział kto dziedzica!
— Idźta-że.
— Idźta? co to jest idźta? Co ty głupia dziewka, głupia Magda, mnie rozkazujesz...? Mnie?! Ty idź na konfidencye do krowy, lub do chlewa, tam twoja kompania jest.
Magda była to dziewica szanująca swoją godność. Powiedziała mu więc na poczekaniu kilkaset słów, w których nie było ani jednego poczciwego i wytrzęsła ze swego bogatego repertuaru wszystkie psie nogi, psie kości, psie dusze, psie familie, psie portrety i wszystko co tylko miała psiego w pamięci.
Icek, co mu się nigdy w życiu nie zdarzyło, wpadł w taką wściekłość, że rzucił na Madgę kwaczem umoczonym w smole, ona natychmiast odpowiedziała kamieniem i całe szczęście, że oboje chybili, bo mogłaby się stać całkiem nieprzyjemna awantura.
Dziewka pobiegła na folwark, miotając wciąż przekleństwa. Icek uspokoił się jakoś, kwacz podniósł z ziemi i dalej biedkę smarował.
Dziwna rzecz, co się z tym człowiekiem zrobiło. On, taki uprzejmy, taki zawsze grzeczny, zrobił awanturę i z kim? z dziewką folwarczną, z istotą, która niegodna jest z nim rozmawiać, z prostą, zwyczajną dziewką.
To jest pfe!
Icek sam sobie to w myśli powiedział i było mu bardzo przykro, że musiał sobie to powiedzieć — ale cóż? bywają takie stany duszy, że najrozumniejszy człowiek traci panowanie nad sobą i staje się zapalczywym, jak