Przejdź do zawartości

Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rzepy, cebuli, lub owoców, — i to była najwyższa rozkosz tego biedaka.
Gdy się ukazał na ulicy, biegła za nim z krzykiem gromada bachorów, obrzucała go kamykami, lub błotem, a on to z filozoficznym spokojem przyjmował, jakby rozumiejąc, że stanowisko waryata miejskiego, oprócz skąpej jałmużny, daje także obelgi i szturchańce. Każde stanowisko ma swoje dobre i złe strony, — jedno daje dużo honoru, a mało pieniędzy, inne na odwrót, dużo pieniędzy, a mało honoru, a są i takie, co ani pieniędzy, ani zaszczytów nie przynoszą.
Ostatecznie waryatowi temu nie było tak najgorzej na świecie: dostawał on od nabożnych żydówek śledziowe główki, od obywateli bezzębnych skórki chleba, niekiedy ktoś hojniejszy dał mu kilka gotowanych kartofli, a Jojna Meir Grinszpan, członek kahału i mąż wielce miłosiernego serca, który nigdy ubogiego w potrzebie nie opuścił, częstował go przy każdem spotkaniu tabaką.
Byli nawet i ludzie, którzy zazdrościli szczęścia szaleńcowi i spoglądali na niego z zawiścią, a trzeba przyznać, że mieli do pewnego stopnia słuszność.
Dla nędzarza-szaleńca, lub nędzarza-kaleki, jest jałmużna, są szpitale; przed nędzarzem-przestępcą otwiera gościnne podwoje kryminał, urządzony po europejsku, z pewnym nawet komfortem i wygodą dla swych pensyonarzy — nędzarz zaś, nie kaleka i nie złodziej, pozostawiony jest własnemu losowi.
Wielkie to jeszcze szczęście, jeżeli ów biedak przyszedł na świat w chacie wiejskiej, i jeżeli pochodzi ze