Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystkie warunki podane przez ojca akceptują i chcą zadatek dawać.
— Ja wohl — odezwał się Szmidt — ja wohl akceptowal i dawal zadatku, pan chcial?
— Dobrze, dobrze, moi panowie — odezwał się pan Mikołaj — nikt nas nie goni... Naprzód sobie odpocznijcie, pokrzepcie się... Pójdź-no, Karolu, powiedz Weronisi, żeby dała co jeść dla panów...
— Już prosiłem...
— To bardzo pięknie... Panowie... jakże tam panów zowią? Przepraszam... pamięć moja krótka.
— Ja pan Szmidt, a mój kompanion pan Schultze.
— Panowie zapewne z Prus?
— Tak, tak, my z Prus, my oba z Prus.
— Landwerzyści...
— Jo, my oba byl w gwardya.
— Piękna broń... Patrz-no, Symplicyuszu, jakich dzielnych gwardzistów ma armia pruska... chłopy, jak dęby.
— W istocie...
— Możebyśmy, ojcze, spisali przedugodne punkta?