— Do Czarnej jedziesz, Karolu? — zapytała pani Lucyna.
— Będę w tamtej stronie, może wstąpię, a może i nie... Do widzenia, panie Symplicyuszu, do jutra.
— Dziwna rzecz — rzekła pani Lucyna po wyjściu brata — co on zajmującego widzi w Czarnej.
— W Czarnej? — odezwał się stary szlachcic — w Czarnej dużo rzeczy zajmujących jest... gospodarstwo...
— To dla Karola najmniej ciekawe...
— A panna?
— O taki zły gust nie śmiem go posądzać...
— Zły?
— O i jaki zły! jaki fatalny gust! Ale mniejsza o to; pójdę i zobaczę, czy ojciec już wstał.
Ledwie drzwi się za nią zamknęły, wbiegła zapłakana panna Weronika.
— Panie dobrodzieju! panie najłaskawszy! — zawołała — ja już dłużej tu nie wytrzymam! Jak mi Bóg miły, nie wytrzymam... albo ucieknę, albo sobie życie odbiorę.
Wybuchnęła wielkim potokiem żalu: że jest najnieszczęśliwszą istotą pod słońcem, że wszystko
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/82
Wygląd
Ta strona została skorygowana.