Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zrobił, Maciek zjadł“ — to szkoda czasu i zdolności... Cóż pan na to, panie Symplicyuszu...
— A nic. Teorya piękna, ani słowa... Zresztą, więcej ja jurysta jestem, niż agronom... Powiadasz pan: „Maciek zrobił, Maciek zjadł“ — na ciężkie czasy i to dobrze, przynajmniej Maciek nie głodny.
— Może dla Maćka ta pociecha wystarcza, ale też nie każdy chce być Maćkiem...
Pan Karol zaczął po pokoju chodzić, pani Lucyna obrywała różę leżącą na stole, Jajko zaś fajeczkę swoją nakładał, powoli, z rozmysłem przedłużając tę czynność.
W pokoju panowała cisza, przerywana tylko brzęczeniem wielkiej muchy, która się tłukła po szybie...
— Widzi pan — odezwała się pani Lucyna — że my też nie jesteśmy szczęśliwi.
— No, pan Mikołaj przynajmniej nie skarży się na losy.
— Ojciec bo zdziwaczał już — wegetuje i to mu wystarcza, my jednak pragniemy żyć. Pobądź-no pan tu u nas i przypatrz się. Ojciec marudzi przez cały dzień. Weronisia, zwłaszcza gdy ją zęby roz-