Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Więc symuluję, udaję... Juścić wolę to, niż otwartą wojnę... powiadam, że owszem, że chętnie sprzedam... niech tylko dadzą kupców. Oni dają kupców, ja stawiam warunki — kupno nie przychodzi do skutku. Tem się tylko trzymam przy Maciejowie i przy... życiu.
— Rozumiem ja to... Dobrze robisz, bardzo dobrze robisz, mój Mikołaju.
— Ba! ale czy długo ja opierać się zdołam?
— Ja myślę, że dokąd ci się podoba...
— Oj nie, oj nie! oni mnie już zmęczyli, a teraz, z tymi szwabami, jest istotnie rzecz ciężka.
— Z powodu?
— Doskonale chcą płacić. Wszystko, co proponuję — przyjmują... Już nawet sam nie wiem, co mam wymyśleć? Musi im bardzo zależyć na kupnie Maciejowa, bo nawet grymasy moje uwzględniają. Powiedziane było, że sprzedam z inwentarzem — i w tym stosunku ustanowiono szacunek. Ja żądam wyłączenia sześciu najlepszych koni — powiadają, że i owszem. Wyłączam cztery co najpiękniejsze krowy — powiadają, bardzo dobrze. Wyłączam powóz, bryczki, uprząż, siodła — mówią, że im nic po tem... Musi w tem coś być, ale co, nie wiem. Czy