Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Niech go nie znam z takim gustem! To jest, panie dobrodzieju, lalka, a jemu żony potrzeba, gospodyni... Cóż to on jest książę udzielny, czy magnat jaki, czy dygnitarz, żeby takiej damy za żonę potrzebował?...
— Zanadto w czarnych kolorach widzisz wszystko, mój Symplicyuszu — a w gruncie rzeczy jest inaczej. Pani Lucyna będzie najlepszą żoną.
— A toż mieliśmy już próbę!
— Może miała jakie słuszne powody...
— Najmniejszych! żadnych, a żadnych!
— Mój Symplicyuszu, skąd ty możesz o tem wiedzieć?
— Skąd wiem to wiem, dość że wiem. I wyobraź sobie, na domiar wszystkiego, ten szaławiła Witold jeszcze mnie prosi, żebym ja jechał do pana Mikołaja i prosił osobiście o tę śliczną lalę! Tego już zanadto. Wiesz jakie były projekta. Wszystko co mogłem robiłem, aby je doprowadzić do skutku — a tu taka ironia! Jak cię poważam panie Józefie, to nie do uwierzenia!
— A jednak przyznaj, że Witold nie mógł inaczej zrobić, a prosząc cię o tę grzeczność dał do-