Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gi handlarz musi wziąć się do motyki. Oto, w czem sens moralny, mój panie Józefie. Możesz się na to zgodzić, albo nie zgodzić, ale ja wierzę w to, co mówię i z siebie przykład pierwszy dam, jako już i dałem poniekąd... Śmieją się ze mnie może, lecz ja o to niedbam. Mógłbym przecie osiąść na swojej fortunie, którą w dzierżawę puściłem i notabene grosza z niej nie widzę, mógłbym sobie i tutaj oto kawał ziemi kupić...
— Mógłbyś, wiem.
— A jednak nie chcę... wolę się czem innem zatrudnić i być równie pożytecznym dla moich współbraci. Symplicyusz Jajko, zamiast gospodarować na kilkunastu włókach, myśli handel prowadzić, ponieważ mu się zdaje, że tak będzie lepiej... Wolno komu w to wierzyć, wolno nie wierzyć.
Pan Józef nie odpowiadał.
— Ale mój drogi panie Józefie — odezwał się po chwili milczenia Symplicyusz — odeszliśmy od przedmiotu. Czy tedy aprobujesz moje zamiary co do młodych?
— Kiedy jeszcze nic stanowczego niema.
— Ja się pytam tylko, czy aprobujesz w zasadzie?