Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

my więc lepiej przedmiot. Racz pan przytem uwzględnić moją ciekawość kobiecą, i powiedz co o znajomych; my słabe istoty wolimy to, aniżeli wszelkie dysputy o przedmiotach abstrakcyjnych. Powiedz mi pan co o Maciejowie, wszak, jeżeli się nie mylę, wczoraj odwiedzałeś pan dobrodziej pana Mikołaja.
— Tak, byłem tam istotnie.
— I jakże się ma biedny chory?
— Jednakowo, jednakowo, łaskawa pani, wprawdzie doktorzy utrzymują, że jest znacznie lepiej, ale ja tego polepszenia nie widzę.
— Nie mówi jeszcze?
— Właśnie że nie mówi i to jest największe zmartwienie.
— Biedny pan Mikołaj! biedny syn jego i córka, takie nieszczęście na nich spadło! Kilka razy prosiłam już ojczulka, żeby się wybrał ze mną do Maciejowa, tak bardzo pragnęłabym odwiedzić pana Mikołaja — lecz ojczulek obiecuje tylko... i na tem koniec.
— Dotrzyma obietnicy, nie dziś, to jutro, ale przecież dotrzyma. Co pani na kilku dniach zależy?