Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wprawdzie nie mówili nikomu na co, ale żydzi, jak wiadomo, wszystko przewąchają i wypatrzą. Otóż ja wiem od żydów, że szło o założenie dużej fabryki.
— Myśl to niezła — wtrącił pan Józef.
— Zapewne, że niezła, zwłaszcza, że do tego przedsiębiorstwa garnie się podobno kilku grubych kapitalistów z Berlina. W każdym razie pan Mikołaj mógłby bardzo korzystnie sprzedać majątek.
— Wątpię, żeby to zrobił — odezwał się pan Karol.
Jajko uśmiechnął się.
— Bądź co bądź — rzekł — trzeba jednak pana Mikołaja odwiedzić. Należy mu się to, zwłaszcza, że interes ma do mnie, myślę więc, panie Józefie, że moglibyśmy jutro obadwaj pojechać do Maciejowa.
— Zapewne, ale ja nie mogę się jutro oddalić z domu.
— No...
— Wiesz przecie, że się gościa spodziewam.
— Ach prawda. Że też ja mogłem o tem zapomnieć!
— Miał dziś przyjechać...
— Cóż to za gość? — zapytał pan Karol.