pana w Maciejowie, to przyjedzie sam i zabierze pana gwałtem. Jakiś pilny interes ma do pana, od kilku dni ciągle zagląda do chińskiego domku i jakieś stare papiery przegląda.
— Może znów o kapitułę chodzi?
— Prawdopodobnie... Już to każdy człowiek ma jakąś słabostkę. Ojciec mój choruje na kapitułę i na zegary...
— Nie narzekaj pan na to — wtrąciła Michalina. — Kapituła ocaliła Maciejów.
— Ale, ale. Powiedz mi, panie Karolu, cóż twoi niemcy, nie zgłaszali się potem?
— Owszem, trwają w swoim zamiarze; miałem od nich dwa listy... Piszą, że gotowi są nawet poczekać, dopóki się ojciec nie namyśli, byle im tylko zapewnić pierwszeństwo przy kupnie. Widocznie muszą mieć pewne wiadomości, że tędy przechodzić będzie nowa linia drogi żelaznej.
— I ja coś o tem słyszałem, a o ile wiem, to niemców nęci jeszcze do Maciejowa inny wzgląd.
— Mianowicie?
— Rzeka... Oni kręcili się po okolicy, badali stosunki, przywozili nawet jakiegoś technika.
— Na co?
Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/137
Wygląd
Ta strona została skorygowana.