Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Miałaś licznych konkurentów, z pomiędzy nich wybrałaś Marcelego... wyszłaś za mąż...
— Niestety!
— Co do mnie, byłem szczęśliwy z tego wyboru — bo powiedziawszy prawdę, niech mnie posiekają na kawałki jeżeli wiem dlaczego rozeszliście się. Człowiek młody, przystojny, zamożny, zawołany gospodarz.
— Tak, tak... gospodarz...
— Zresztą sama go przecież wybrałaś z pomiędzy wielu innych. Nie przymuszałem, pozostawiłem ci zupełną swobodę w wyborze...
— I omyliłam się, zrobiłam zły wybór... pokutuję też za to...
— Poszłaś za mąż. Zdawało mi się że mogę być o twój los zupełnie spokojny... nawet nie o los, ale o szczęście...
— Szczęście!
— Pokazało się że jest inaczej... Ni ztąd ni zowąd przyjechałaś do domu, ze spazmami, z płaczami... mówiłaś żeś nieszczęśliwa, zawiedziona, niezrozumiana. Dla mnie był to piorun z jasnego nieba i jeżeli mam prawdę powiedzieć, to zdawało mi się, że zwaryuję chyba... Tyś spazmowała,