Strona:Klemens Junosza - Zagrzebani.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.



ROZDZIAŁ VI,
opisujący ciężki smutek pani Lucyny, oraz filozoficzną obojętność pana Mikołaja.

Jesień, zwłaszcza pogodna, jest najpiękniejszą porą roku, ale wogóle robi przygnębiające wrażenie... Człowiek miewa swoje kaprysy. Lubi owoce, lecz przekłada nad nie kwiaty, zwłaszcza gdy się owocami nasyci. W zimie tęskni do słońca, a kiedy latem to słońce w całym majestacie zapali się na niebie — on spuszcza rolety w oknach i myśli zkądby dostać porządną bryłę lodu.
Pani Lucyna nigdy nie lubiła jesieni, a zwłaszcza w Maciejowie. Ogołocone pola robiły na niej przygnębiające wrażenie, ruiny zamku wydawały jej się bardziej groźne, bardziej tajemnicze niż zwykle — a cała okolica szczególnie smutną i posępną... Chciałaby się też wyrwać co prędzej z Ma-